środa, 23 marca 2016

Rejs po Zatoce Biscayne

Jedną z atrakcji, które zafundowaliśmy sobie w Miami był rejs po Zatoce Biscayne. Po wypłynięciu na szerokie wody mogliśmy spojrzeć na miasto z zupełnie innej perspektywy. A musicie wiedzieć, że panorama Miami w USA "urodą" ustępuje tylko Nowemu Jorkowi i Chicago (ranking tutaj). Piszę "urodą", bo zapewne nie wszyscy są fanami drapaczy chmur, chociaż po wizycie w NYC wiem już, że i one mają swój urok.



Celem wycieczki nie było jednak tylko podziwianie miasta z innej perspektywy. Mieliśmy podpłynąć w pobliże wysp milionerów i podziwiać domy sławnych i bogatych. Po drodze minęliśmy kilka statków wycieczkowych, a także ogromny kontenerowiec.


Po kilkunastu minutach dotarliśmy do pierwszej wyspy i naszym oczom ukazały się luksusowe posiadłości gwiazd. Jako pierwszy mieliśmy okazję oglądać dom Glorii i Emilio Estefan.

Willa Glorii Estefan i jej męża
Opływaliśmy wyspę, oglądając kolejne wille, a pani przewodnik informowała nas przez mikrofon do kogo należą. Wśród właścicieli znajdują się m.in. Shaquille O'Neal, Julio Iglesias czy wynalazca Viagry, który jest posiadaczem najdroższej i największej posiadłości.

Posiadłość wynalazcy Viagry
Chata Julio Iglesiasa
Powiem Wam, że przeżycie niesamowite, bo co innego takie rzeczy oglądać na zdjęciach, a co innego na własne oczy. Bogactwo nieźle daje po gałach i chociaż oczywiście w kontekście estetycznym jest to miły widok, to także nastraja refleksyjnie. No bo, co to za świat, w którym jedni mają takie luksusy, a inni nie mają ani domu, ani co do garnka włożyć.


Jadąc pociągiem do Miami mijaliśmy wielkie osiedla przyczep campingowych, na Miami Beach widzieliśmy bezdomnych śpiących na kartonach. A przecież nie znajdują się one wcale tak daleko od tych luksusowych willi milionerów. Kontrasty na Florydzie są naprawdę przerażające.


Wracając na stały ląd widzieliśmy jeszcze jedną rzecz znaną przede wszystkim z filmów czy teledysków, a mianowicie - imprezę na jachcie. O ile jakoś nie razi mnie oglądanie tego na ekranie, to na żywo był to widok raczej smutny. Kilkanaście młodych dziewczyn w bikini wijących się wokół zaledwie trzech panów. Warto zaznaczyć, że nie było jakoś specjalnie upalnie, raczej pochmurno, a na wodzie wiało, my na statku musieliśmy założyć bluzy, a one biedne w tych strojach kąpielowych... Muzyka na pełen regulator, jeden z panów na zmianę zabierał dziewczyny na przejażdżkę skuterem wodnym. Chyba nigdy tak bardzo nie odczułam, że kobiety w niektórych sytuacjach traktowane są jak przedmioty (czy mięso? czy zabawki? nie wiem jak to trafnie nazwać). Najgorsze, że wielokrotnie, tak jak w przypadku tej imprezy za jachcie, za ich własną zgodą...

I kto by pomyślał, że Miami może nastrajać tak refleksyjnie?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz