poniedziałek, 26 października 2015

Surfowanie po kanapach

Od podróży samochodowej do Montrealu, Bostonu i Nowego Jorku minął już miesiąc. Przez ten czas sporo wydarzyło się tu na miejscu - przysłali mi work premission, byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, dostałam pracę. W wolnym czasie odwiedziłam ogrody Białego Domu, pospacerowałam po Georgetown, byłam na wycieczce w Great Falls Park, a także uczestniczyłam po raz pierwszy w życiu w Silent Party. Na nudę, ani brak tematów na posty narzekać nie mogę. Chciałabym jednak powrócić na chwilę do tematu podróży i opisać Wam jeden z  jej aspektów, o którym do tej pory na blogu nie wspomniałam.

Być może czytając relacje z poszczególnych dni wyprawy, zwróciliście uwagę, że w mojej opowieści nie pojawił się żaden hotel, hostel czy pensjonat. Dlaczego? Przyczyna jest prosta, nie skorzystaliśmy z usług żadnego z nich. Na noclegi w czasie tygodniowej podróży nie wydaliśmy ani dolara. Jak to możliwe? Odpowiedź brzmi: Couchsurfing!



Couchsurfing.org to strona internetowa, na której można zaoferować darmowe zakwaterowanie, a także znaleźć bezpłatny nocleg w mieszkaniach innych użytkowników zarejestrowanych w serwisie. Aby stać się częścią społeczności należy założyć profil, opisać siebie i swoje zainteresowania, a także miejsce noclegowe, które oferuje się swoim gościom. W razie braku możliwości zaproszenia podróżników do swojego domu można zaproponować spotkanie na kawę lub oprowadzenie po swoim mieście. Couchsurfing umożliwia wymianę kulturową, a także spojrzenie na odwiedzane miejsca w zupełnie inny sposób, oczami lokalnych mieszkańców.

W czasie tygodniowej podróży zatrzymaliśmy się z Pablem u czterech różnych gospodarzy i każdy z nich uczynił naszą wyprawę bogatszą i ciekawszą.

Shani - Montreal - Quebec - Kanada

Shani jest córką imigrantów z Ameryki Południowej, urodziła się w Kanadzie, ale za kanadyjkę się nie uważa. O sobie mówi po prostu, że jest z Montrealu, tłumacząc, że Quebec jest specyficzną prowincją, a Montreal specyficznym miastem w tej specyficznej prowincji. Mówi biegle po francusku, który jest jej pierwszym językiem, a także po angielsku i hiszpańsku. Chociaż ma dopiero 22 lata to już od kilku lat mieszka sama, studiuje psychologię i jednocześnie zarabia na swoje utrzymanie. Towarzystwa dotrzymuje jej kot Dexter. Shani nie miała zbyt wiele czasu by nas oprowadzić po mieście, ale doradziła nam, co warto zobaczyć i poleciła kilka miejsc z pysznym i tanim jedzonkiem. Opowiedziała nam o swoich podróżach po Europie i zdradziła, że jej ukochanym miejscem są Bałkany. Drugiego wieczoru przygotowaliśmy dla niej kolację, a później wspólnie oglądaliśmy zaćmienie księżyca. To ona poleciła nam odwiedziny w Parku Narodowym Mont-Tremblant, a jeśli widzieliście zdjęcia, to na pewno wiecie, że był to strzał w dziesiątkę.

Andrew - Boston - MA - USA

Andrew urodził się na Florydzie, gdzie jego dziadkowie osiedlili się po ucieczce z Kuby. Kilka lat temu przeprowadził się do Bostonu, aby studiować prawo. W przerwach od nauki pracuje jako wolontariusz w klinice prawniczej, czyli w miejscu, do którego mogą udać się po pomoc w dziedzinie prawa osoby, które nie mają funduszy, aby ją opłacić. Jego apartament znajduje się niemalże w samym centrum Bostonu, dzięki czemu przez cały nasz pobyt nie musieliśmy używać metra ani razu. Andrew pokazał nam świetną restaurację z przepyszną pizzą oraz zabrał do baru z muzyką na żywo. Ciekawie spędziliśmy z nim czas rozmawiając o różnicach pomiędzy Europą i Stanami.

Margarita - Providence - RI - USA

Margarita jest Rosjanką i przyjechała do Stanów kilka miesięcy temu. Przyjęła nas z wielkim uśmiechem i otwartymi ramionami. Od razu poczułam się u niej jak w domu. Margarita jest mamą niemowlaka, w momencie, gdy ją odwiedzaliśmy jej synek miał 6 tygodni. Niesamowite, że pomimo to zgodziła się nas ugościć! Jej mąż, również Rosjanin pracuje jako inżynier w Iraku. Miesiąc jest w domu, miesiąc w pracy. Nie mieliśmy przyjemności go poznać, ponieważ podczas naszego pobytu był nieobecny. Margarita sprawiała wrażenie spragnionej towarzystwa, ucieszyła się z ugotowanego przez nas obiadu, chociaż jadła go właściwie "na zimno", tak się rozgadała przy posiłku. Opowiadała nam o różnych rodzajach herbat i o podróżach, ale przede wszystkim o swoim życiu. O tym jak poznała swojego przyszłego męża, o tym, jak jej mama nie akceptowała tego związku, o tym jak uciekła z domu jedynie z paszportem i wzięła ślub bez obecności nikogo z rodziny. Zdradziła nam także, że już po przyjeździe do USA, miesiąc przed porodem pokłóciła się ze swoim mężem i "tak jakby się rozstali". W zaawansowanej ciąży mieszkała u chłopaka poznanego na Couchsurfingu i opiekowała się dziećmi, aby zarobić na swoje utrzymanie. Gdy mąż zobaczył, że umie poradzić sobie sama wrócił do niej i wynajął dom, w którym teraz mieszkają. I być może historia Margarity wydaje Wam się smutna, ale ona opowiadała wszystko z uśmiechem, jak gdyby nic się nie stało, jakby nie było to nic wielkiego. Po prostu twarda słowiańska babka. Po wspólnym posiłku Margarita zaproponowała nam partię szachów. Najpierw grał z nią Pablo, potem ja. Cykaliśmy się trochę, bo po pierwsze już dawno nie graliśmy, a po drugie ze względu na sławę rosyjskich mistrzów szachowych. Koniec końców obydwojgu z nas udało się wygrać, ale być może byłą to tylko gościnność uroczej Margarity.

Rachel - New York - NY - USA

Zatrzymać się w Nowym Jorku u kelnerki o imieniu Rachel? Czyż to nie brzmi jak początek nowego odcinka "Przyjaciół"? Nasza gospodyni oprócz imienia i profesji nie ma jednak nic wspólnego ze swoją imienniczką z popularnego serialu. Mieszka na Brooklynie ze swoją współlokatorką i przyjaciółką Rene, jest fanką kolorowych, wzorzystych rajstop, kolekcjonuje znaki drogowe, a w wolnym czasie zakrada się do opuszczonych budynków. Rachel i Rene pokazały nam piękny cmentarz na Brooklynie, a także poleciły kilka fajnych knajpek z tanim jedzeniem. Bajgle kilka przecznic od ich mieszkania były pyszniutkie. Razem z nimi wybraliśmy się też do baru, w którym na żywo śpiewają aspirujący do występów na Brodway'u artyści. W drodze powrotnej opowiadały nam przezabawne historie, o tym w jaki sposób robią sobie różne małe złośliwości. Moja ulubiona - Rene kupiła sobie kilka nowych ciuchów, Rachel zapakowała je w siatkę, wlała do niej wodę i... zamroziła. Urocze dziewczyny, po wieczorze spędzonymi z nimi twarz bolała mnie od śmiechu. No i ten pokój Rachel, zobaczcie sami:


Myślę, że każde z miejsc, w którym byliśmy objawiło nam się w pewien specyficzny sposób, przez pryzmat naszych gospodarzy. Odkrywając te same miejsca z innymi ludźmi, doświadczylibyśmy zupełnie czego innego. Couchsurfing sprawił, że nasza podróż była niesamowita i niepowtarzalna. Przede wszystkim dzięki naszym gospodarzom.

Nie mogę się już doczekać następnej wyprawy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz