piątek, 23 października 2015

Szukanie mieszkania w USA część 3

Jeśli uważnie czytanie bloga to wiecie już, że szukanie mieszkania w Stanach to nie bułka z masłem (więcej szczegółów tutaj). Gdy wprowadzaliśmy się na nasze przedmieście, nie byliśmy do końca zadowoleni. I ze względu na stan mieszkania i brak salonu. Nie podobało nam się również, że do metra i najbliższego supermarketu jest spory kawałek drogi, ok. 20 minut drogi na piechotę. Ustaliliśmy więc z właścicielami w Bethesdzie, że zostajemy na dwa miesiące i postanowiliśmy kontynuować poszukiwania już na spokojnie.


Przez pierwsze dwa tygodnie po przeprowadzce nie przeglądaliśmy ogłoszeń wcale. Byliśmy zmęczeni ciągłym szukaniem, pisaniem do firm i prywatnych właścicieli, czekaniem na odpowiedzi i dzwonieniem. Po chwili oddechu od tego szaleństwa, wróciliśmy do przeglądania ofert. Wybraliśmy dwie i umówiliśmy się na oglądanie mieszkań podczas weekendu. Jedno w sobotę, drugie w niedzielę. Obydwa apartamenty zarządzane i wynajmowane przez specjalistyczne firmy, obydwa w DC.

W sobotę dotarliśmy do biura wynajmu przed umówioną godziną, na szczęście było już otwarte. Agent przedstawił się, zaproponował nam wodę do picia i zaczął wypytywać o nasze preferencje. Okazało się, że najtańsze mieszkania typu sypialnia plus salon, które sobie upatrzyliśmy, znajdują się na poziomie piwnicy. Zdecydowaliśmy się więc zobaczyć te na wyższych piętrach, trochę droższe, ale wciąż mieszczące się w naszym przedziale cenowym.

Apartament dość przestronny, odnowiony i jasny. Niestety nieumeblowany, jak zdecydowana większość mieszkań na rynku. Okazało się, że wszystkie opłaty z wyjątkiem internetu są w cenie wynajmu. To już nas trochę zniechęciło, bo tutaj każda umowa, nawet taka z opłatami typu 20 dolarów miesięcznie, to sporo papierologii, czasu i energii, a także najprawdopodobniej credit check. Nie zdziwiłabym się, gdyby pobierali odciski palców ;)

Nie odrzucaliśmy jednak tej opcji. nie byliśmy, ani na tak, ani na nie. Przynajmniej do czasu, gdy otrzymaliśmy szczegółowe warunki umowy, którą mielibyśmy podpisać. Okazało się, że musielibyśmy sami ubezpieczyć mieszkanie (kolejna papierologia, a i koszt niemały), a także, że powinniśmy wykazać dochody co najmniej trzy razy wyższe niż miesięczny czynsz. Oczywiście dochodu takiego nie możemy wykazać, zabrakłoby nam kilkuset dolarów. Ale już sama konieczność ubezpieczenia mieszkania przez nas wystarczająco nas zniechęciła, sprawa dochodów wykluczyła tę opcję całkowicie. Jakoś nie było nam nawet przykro. To nie było nasze miejsce.

W niedzielę udaliśmy się obejrzeć drugie mieszkanie. Na początek standardowe pytania dotyczące tego, co nas interesuje - jaki metraż, jaki przedział cenowy. Już mieliśmy ruszać oglądać apartament, gdy okazało się, że potrzebne są nasze paszporty. Nie mam pojęcia w jakim celu, naszych europejskich dowodów nie chcieli przyjąć. Zdenerwowaliśmy się bardzo, bo umawialiśmy się na oglądanie ponad tydzień wcześniej, wymieniliśmy kilka maili z agencją mieszkaniową, by ustalić szczegóły i ani słowem nie wspomnieli, że powinniśmy zabrać ze sobą jakiekolwiek dokumenty. Ogólnie unikamy latania z paszportami po mieście, szczególnie, że mają wklejone amerykańskie wizy i nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdybyśmy je zgubili. W każdym bądź razie mieszkania nie zobaczyliśmy.

W drodze powrotnej stwierdziliśmy, że szukanie mieszkań wynajmowanych przez agencje to strata czasu. Nie mają mebli, mają za to nierealne obostrzenia finansowe. Po prostu szkoda czasu.

Zaczęliśmy więc uważniej monitorować oferty na craigslist.org, gdzie ogłaszają się prywatni właściciele. Tak właśnie trafiliśmy na mieszkanie znajdujące się w dzielnicy Capitol Hill. Napisaliśmy na podany adres mailowy i umówiliśmy się na oglądanie w sobotę.

Mieszkanie bardzo nam się spodobało. Mieliśmy dość poważny dylemat, czy się przeprowadzać, czy nie, bo w międzyczasie polubiliśmy to nasze przedmieście. Zmieniliśmy też parę rzeczy w wystroju sypialni i łazienki i naprawdę miło się mieszka.

Nasze mieszkanie znajduje się w bardzo spokojnej i zielonej okolicy, mamy blisko do parku. To drugie jest w centrum, jest głośniej, ale za to 5 minut do metra i do supermarketu. Nasze ma mały gabinecik do pracy, to drugie ma salon i przestronniejszą kuchnię. Nasze ma większy metraż, ale to drugie jest nieco tańsze.

Każde ma swoje plusy i minusy i ciężko było zdecydować. W podjęciu decyzji pomogła nam niechęć do ponownego pakowania się, a także fakt, iż dostałam pracę w Bethesdzie. Wszystko potoczyło się niezwykle szybko. Zupełnie niespodziewanie już po pięciu tygodniach od złożenia wniosku dostałam moją kartę "work premission". Tydzień później dostałam już pracę. Szczegóły następnym razem. Aby dokończyć jeszcze temat mieszkania - zostajemy w Bethesdzie na naszym,przedmieściu. Przynajmniej na rok.

P.S. Czyż nie pięknie wygląda nasza okolica jesienią?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz