sobota, 30 stycznia 2016

Tam gdzie rodzą się dolary

Niektórzy mówią, że Waszyngton to nudne miasto urzędasów. Owszem, spacerując po centrum trudno nie zostać przytłoczonym ilością powiewających na wietrze amerykańskich flag i wielkością federalnych gmachów, które przypominają, że jesteś w stolicy. I chociaż przechodzi mnie dreszcz, gdy raz na tydzień przechodzę obok ogromnej siedziby FBI, która wydaje się jakaś taka cicha i podejrzanie spokojna, to nie zgodzę się z tym, że w Dystrykcie Kolumbii jest nudno. Bo w Waszyngtonie zawsze znajdzie się coś ciekawego do zobaczenia, zrobienia czy odkrycia.

Ponieważ moja szkoła wciąż jest zamknięta z powodu warunków pogodowych (mimo, że ostatni płatek śniegu spadł na ziemię w sobotę późnym wieczorem, bez komentarza...) w czwartek wybrałam się na wycieczkę do... FABRYKI DOLARÓW.




Budynek Bureau of Engraving and Printing znajduje się rzut beretem od pomnika Waszyngtona. Zwiedzanie go jest darmowe podobnie jak większość muzeów w stolicy USA. No i jak tu nie lubić tego miasta?! Zaraz przy wejściu na dzień dobry możemy podziwiać, jak wygląda milion dolarów w gotówce. Brakuje tylko tabliczki "w razie niebezpieczeństwa zbij szybkę".


Wycieczki z przewodnikiem zaczynają się co piętnaście minut. Na początek oglądamy film, z którego można dowiedzieć się m.in., że amerykańskie dolary do niedawna były drukowane jedynie w Dystrykcie Kolumbii. Obecnie fabryki znajdują się w dwóch miejscach - w stolicy USA oraz w Teksasie. Wyjaśniony jest także cały proces produkcji pieniędzy, który później będziemy podziwiać na własne oczy.


I w tym miejscu (niestety, niestety) dochodzimy do momentu, w którym zdjęcia i filmowanie było zabronione. Także będziecie musieli polegać na mojej relacji albo sami wybrać się do Waszyngtonu. Oczywiście polecam zarówno jedno i drugie.

Produkcja dolara zaczyna się od nadrukowania tła na specjalnym papierze. Na jednym arkuszu mieszczą się trzydzieści dwa banknoty. Czynność tą wykonuje się kolejno z każdej strony z zachowaniem odpowiedniego odstępu czasowego, który potrzebny jest na wyschnięcie tuszu. Druga faza produkcji to naniesienie głównego motywu banknotu czyli zazwyczaj sylwetki prezydenta lub innej historycznie ważnej osobistości. Projekt zmienia się średnio co piętnaście lat. 

Kolejnym etapem jest weryfikacja zgodności ze wzorem. Jeśli banknot pokrywa się z nim w dziewięćdziesięciu siedmiu procentach lub mniej nigdy nie trafi do oficjalnego obrotu. Można natomiast zakupić go w znajdującym się tuż przy wyjściu z muzeum sklepiku z pamiątkami. I to oczywiście za cenę wyższą niż wskazuje na to nominał. Dla przykładu zestaw czterech wydrukowanych nieprawidłowo jednodolarówek kosztuje ponad szesnaście dolarów, natomiast cztery pięćdziesięcio-dolarówki to już koszt dwustu pięćdziesięciu zielonych. Niezły interes, prawda?


Wróćmy jednak do tych wydrukowanych prawidłowo. Po pomyślnym przejściu weryfikacji trzydziesto-dwu banknotowe arkusze zostają przecięte na pół, a następnie są stemplowane i otrzymują swój unikalny numer. 

Następną fazą produkcji jest odpowiednie przycięcie banknotów i pogrupowanie ich po sto. Taki plik sprawdzany jest przez pracownika fabryki. W jaki sposób? Pamiętacie popularne niegdyś rysowanie ludzików w różnych pozycjach na rogu zeszytu i wprawianie ich w ruch poprzez szybkie przerzucanie kartek? Tutaj również "kartkuje się" banknoty, a zauważony "ruch" jest oznaką błędu drukarskiego.

Na zakończenie można zajrzeć do sklepiku z pamiątkami. Niekoniecznie by coś zakupić, ale by pooglądać ciekawe gadżety z motywem dolara w roli głównej.






Cała wycieczka trwa niecałą godzinę i na pewno jest to opcja godna rozważenia, zwłaszcza, że fabryka dolarów znajduje się tak blisko najważniejszych miejsc turystycznych Waszyngtonu. Szczegóły dotyczące zwiedzania można znaleźć tutaj.

2 komentarze:

  1. Też nie uważam, że w Waszyngtonie jest nudno. Te wszystkie wspaniałe muzea! Myślę, że bardzo by mi się spodobały. Byliśmy tylko na trzy dni, a myślę, że tydzień nie wystarczyłby, żeby wszystko zobaczyć! A co muzeum dolara - bardzo ciekawe. Byliśmy w mennicy w Filadelfii, bardzo nam się podobało. Ten milion w dychach - myślisz, że prawdziwy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie prawdziwy, ale bez znaków wodnych, czyli płacić by się tym nie dało ;)

    OdpowiedzUsuń