piątek, 22 stycznia 2016

Waszyngton gotowy na koniec świata

Co jakiś czas różne źródła informują nas o rychłym nadejściu końca świata. Na szczęście Waszyngton podjął odpowienie kroki, by się na to przygotować.


Szkoła, w której pracuję rozpoczęła wczoraj pracę z dwugodzinnym opóźnieniem, dziś w ogóle jest zamknięta, podobnie jak wszystkie szkoły w Dystrykcie Kolumbii oraz dwóch sądziednich stanach Maryland i Wirginia.

Ludzie rzucili się do sklepów, w supermarketach brakuje wózków, a długość kolejek do kas uniemożliwia innym klientom swobodne poruszanie się pomiędzy regałami. Aby doczekać się możliwości zapłacenia za zakupione artykuły trzeba spędzić w ogonku co najmniej godzinę, zakładając oczywiście, że uda się kupić to, po co się przyszło, bo stopniowo zaczyna brakować poszczególnych produktów i półki zaczynają świecić pustkami.

O godzinie trzeciej popołudniu przestają kursować autobusy, o jedenastej wieczorem ostatni kurs metra. Transport publiczny waszyngtońskiej metropolii zawiesza działalność na całą sobotę i niedzielę z możliwością przedłużenia tego okresu.

Facebook też szaleje. Wszyscy znajomi z okolicy piszą i mówią tylko o tym.

Zastnawiasz się czy przegapiłeś doniesienia o nadchodzącym armagedonie? Nie, po prostu w Waszyngtonie spadł śnieg.


Na razie kilka centymetrów, które spowodowały opóźnienia w otwarciu szkół i innych instytucji publicznych, a także zamknięcie wielu dróg i zjazdów z autostrady. Podobno nawet Obama utknął w korku i jego 10 minutowa podróż zamieniła się w ponad godzinną wycieczkę.



Na weekend zapowiadane są kolejne opady. Tym razem z nieba może spaść nawet siedemdziesiąt centymetrów białego puchu. Sporo? Na pewno niemało, ale żeby od razu nazywać dwudniowe opady burzą śnieżną (snowstorm)?! Żeby zamykać szkoły, urzędy, robić zapasy wymiatające do czysta sklepowe półki? Nie wspomnę już o zawieszeniu całego transportu publicznego w okolicy na co najmniej dwa dni...


źródło: FB Marka Wałkuskiego - korespondenta Polskiego Radia w Waszyngtonie



Na stronie internetowej Washington Post ogłoszono głosowanie na nazwę zimowej burzy. Wśród propozycji znalazły się m.in. Snowzilla, Snowtastrope, a także Make Winter Great Again, które jest nawiązaniem do hasła wyborczego jednego z republikańskich kandydatów na prezydenta. Kto interesuje się nieco amerykańską polityką na pewno się nieźle uśmieje.



Zresztą nie tylko nazwy burzy śnieżnej mnie bawią. Z dystansem podchodzę do wszystkich ostrzeżeń, bo chyba te kilkadziesiąt centymetrów śniegu to jeszcze nie koniec świata. Może się mylę, może w niedzelę będę musiała przyznać rację wszystkim panikującym. Ale coś mi się wydaje, że dużo w tym wszystkim amerykańskiej przesady. Chyba naooglądali się za dużo filmów. Amerykańskich oczywiście.

6 komentarzy:

  1. Mnie również zawsze bawi to apokaliptyczne podejście Amerykanów do zimy. Choć w tym przypadku, oglądałam wiadomości, byliście faktycznie trochę zakopani. I co? Jak oceniasz to już po weekendzie? Była ta cała panika usprawiedliwiona? Pozdrawiam z Chicago!

    OdpowiedzUsuń
  2. No śniegu było i jest sporo, ale wciąż to nie koniec świata. Na pewno możnaby to wszystko lepiej rozwiązać. Wszyscy Amerykanie w odpowiedzi na moje zdziwienie, że miasto nie ma więcej sprzętu do odśnieżania tłumaczą się, że śnieżyce są tu rzadkie, więc finansowo się to nie opłaca. Pytanie tylko skąd w takim razie wszyscy sąsiedzi mają sanki i szufle do odgarnaiania śniegu? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam twojego bloga od A do Z, fajnie piszesz,lekko się czyta, będę czytelnikiem twojego bloga.
    Szkoda ze nie zaczęłaś pisać od początku twojego przylotu do Ameryki, jak poznalas męża itd
    Mam nadzieje ze nie przestaniesz pisać bloga tak jak większość osób po pewnym czasie robi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Malwino :)

    Bardzo dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że blog Ci się podoba!

    Zaczęłam pisać od samego początku, od przylotu do Stanów, a nawet jeszcze przed ;) Mój mąż jest z Hiszpanii i tam się poznaliśmy, ale to już zupełnie inna historia. Chociaż to właśnie z jego powodu wylądowałam w Ameryce. Po więcej szczegółów zapraszam tutaj http://podrugiejstroniewody.blogspot.com/2015/08/co-sie-odwlecze.html

    Pozdrawiam serdecznie z Waszyngtonu!

    OdpowiedzUsuń
  5. ok :-)
    Szkoda ze nie opisywalas swoich pierwszych kroków w byciu au pair w Hiszpanii

    OdpowiedzUsuń
  6. Też czasem żałuję, że nie prowadziłam wtedy bloga ;) Ale jeśli interesuje Cię tematyka podróżnicza to zajrzyj na bloga z autostopowej wyprawy po Europie, którego kiedyś prowadziłam z koleżankami: http://pomachajmy-afryce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń