poniedziałek, 7 marca 2016

Park Narodowy Everglades

Everglades to pierwszy (mam nadzieje z wielu;)) park narodowy, który udało mi się odwiedzić w Stanach. Pierwszym punktem podczas naszej wycieczki była przejażdżka wodolotem.


Przepłynęliśmy kawałek i naszym oczom ukazał się... aligator, a właściwie kawałek jego głowy i oczy, złowieszczo łupiące na turystów. Niby nic, przecież się widziało aligatory i różne inne krokodyle w zoo, ale zobaczyć takiego na wolności to zupełnie inna bajka.


Mieliśmy okazję obserwować także ptaki siedzące na pobliskich drzewach.


Trafił się także dość ciekawy wąż, ale był bardzo mały i nie udało mi się zrobić dobrego zdjęcia. Dodatkową atrakcją wodolotu byli japońscy turyści, którzy ni w ząb nie rozumieli angielskiego. Raz po raz wstawali z miejsc, nawet gdy pędziliśmy dość szybko. Przewodnik krzyczał do nich by usiedli, ale na wiele się to nie zdało.




Wodolot robił dość sporo hałasu, dali nam nawet zatyczki do uszu, ale niewiele to pomagało. Aż cud, że w ogóle zobaczyliśmy jakieś zwierzęta przy takim natężeniu dźwięków.


Trochę żałowałam, że nie zdecydowaliśmy się na opcje z kajakami, bo o ile przyjemniej byłoby podziwiać te piękne widoki w błogiej ciszy. No, ale po prostu mieliśmy cykora, że jakiś aligator nam zje wiosła i uznaliśmy, że wodolot jednak bezpieczniejszy.


Przy wysiadaniu oczywiście Japończycy popisali się po raz kolejny. Przewodnik cierpliwie, powoli i wyraźnie tłumaczył, popierając wszystko gestami mamy opuszczać wodolot rząd po rzędzie, najpierw ci z przodu. My czekaliśmy spokojnie na naszą kolej, ale o mało nie przypłaciliśmy tego kąpielą w rzece, bo gdy tylko przewodnik odwrócił się, by podać pomocną dłoń starszej pani z pierwszego rzędu, wszyscy czyhający z tyłu Japończycy rzucili się na przybrzeżny pomost. Wodolot zakołysał się złowieszczo i mało brakowało, by ci, którzy zostali na pokładzie zaliczyli darmowe pływanko z aligatorami.


Następnym punktem programu był pokaz z udziałem aligatorów w różnym wieku i o różnej wielkości, a także innych zwierzaków, w tym ogromnej ropuchy.



Ogólnie rzucało się w oczy, że aligatory to dość leniwe bestie. Leżały nieruchomo i nic specjalnego nie robiły. Może nawet przysypiały, kto wie. Ożywiały się na widok i zapach pożywienia. Wtedy zaczynały chodzić jak po sznurku i nawet walczyć ze sobą.




Wielka szkoda, że nie mieliśmy w parku więcej czasu, bo flora i fauna Everglades są naprawdę zachwycające i można by tam zapewne spędzić i kilka dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz