piątek, 25 marca 2016

O Florydzie raz jeszcze

Mówi się, że podróże kształcą i nie mogę nie zgodzić się z tą opinią. Nigdy nie dowiedziałabym się tylu rzeczy na temat Florydy, gdybym się tam osobiście nie wybrała.

Pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę to jeziora. Zniżając się do lądowania w Orlando można było zobaczyć ich całe mnóstwo. Zdziwiłam się, bo Floryda kojarzyła mi się przede wszystkim z plażami, palmami i Disneylandem, a żadna wzmianka o jeziorach nigdy nie obiła mi się o uszy.



Podróżując pociągiem z Orlando do Miami również zauważyłam sporą ilość jezior. Zaczęłam się więc zastanawiać, skąd ta woda się tam wzięła, w jaki sposób te jeziora powstały?


Postanowiłam zadać to pytanie wujkowi Google. Okazuje się, że większość florydzkich jezior znajduje się w miejscach zapadlisk, które uformowane zostały w rezultacie podziemnego rozpuszczania się wapienia w procesie erozji krasowej.

Przejeżdżając pociągiem przez prawie pół stanu zauważyłam jeszcze jedną rzecz. Floryda jest płaska jak deska. W czasie pięciu godzin wyglądania przez okno można się nieźle wynudzić. Pastwiska na zmianę z mokradłami i sadami pomarańczowymi. Wypatrzenie choćby najmniejszego pagórka to naprawdę rzadkość.



Sprawdziłam później w internecie i okazało się, że najwyższa "góra" stanu ma niewiele ponad sto metrów.

Ukształtowanie terenu wpływa na sposób zagospodarowywania go przez ludzi. Na przykład w Miami, które położone jest w sąsiedztwie podmokłych terenów Everglades zamiast metra działa pociąg miejski poruszający się po wybudowanych ponad drogami estakadach. Nie znajdziecie tam również podziemnych parkingów. W większych budynkach miejsca dla samochodów znajdują się na kilku pierwszych piętrach.

Podczas wyprawy na Florydę mogłam także przekonać się o konsekwencjach jej położenia geograficznego. Jest to najbardziej wysunięte na południe miejsce, które do tej pory odwiedziłam. Miami znajduje się tuż ponad Zwrotnikiem Raka, mniej więcej na tej samej wysokości, co granica Egiptu z Sudanem.

Oczywiście na wyprawę zabraliśmy krem z filtrem UV i smarowaliśmy się przed wyjściem na słońce. Okazało się jednak, że na tej szerokości geograficznej promienie są znacznie silniejsze. Po pierwszym dniu w Orlando odkryłam, że tuż poniżej szyi mam wielki czerwony trójkąt. No tak, gębę posmarowałam, ale o dekolcie, tego dnia wyeksponowanym w bluzce w serek, już zapomniałam.

W Miami smarowałam się częściej, mimo dość pochmurnego dnia, ale i tak okazało się to niewystarczające. Pod wieczór twarz trochę piekła i oczywiście była na maksa czerwona. Skoro promienie słoneczne są tak silne przy Zwrotniku Raka, to ciekawe po jakim czasie można spiec się na raka na równiku.

Takie właśnie niespodzianki i ciekawostki można odkryć w czasie podróży. To między innymi dzięki nim wyprawy w nowe miejsca są tak ekscytujące. 

To już ostatni post z cyklu Floryda, ale już niedługo ponownie ruszam w drogę. Oczywiście wrażeniami podzielę się z Wami na blogu, więc bądźcie czujni! Do przeczytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz