środa, 16 marca 2016

Amtrak, czyli o amerykańskich pociągach

W rozmowach o podróżach po Ameryce rzadko wspomina się o pociągach. Zarówno turyści, jak i mieszkańcy poruszają się po Stanach przede wszystkim samolotami (bo odległości ogromne) i samochodami (bo benzyna tania jak barszcz, a jak się nie ma swojego, to auto łatwo wypożyczyć). Słyszy się czasami, że transport kolejowy w tak wielkim kraju nie ma większego sensu ekonomicznego i z tego powodu jest słabo rozwinięty. Nie jest to jednak prawda. Po prostu amerykańskie koleje mają nieco inny charakter niż te nasze, europejskie.

Stacja kolejowa w Miami
Przede wszystkim trasy pociągów są o wiele dłuższe. Odległości pomiędzy stacją początkową a końcową niejednokrotnie liczy się w tysiącach kilometrów (np. Chicago - San Francisco - 3417 km, Nowy Jorka - Miami - 2065 km), a podróż może trwać nawet kilka dni.

Różni się też wygląd stacji. Poza kilkoma wyjątkami (np. Nowy Jork czy Waszyngton) są one dość małe. Dworzec w Miami przypomina przystanek PKS-u w Starogardzie Gdańskim, tyle, że z szynami, a ten w Orlando podobny jest nieco do kościoła rodem z Santorini. Ogólnie gdyby ktoś pokazał Wam zdjęcie podrzędnej stacji Amtrak, to nigdy byście nie zgadli, że to fotka z Ameryki, a nie dworca z drugiego, czy nawet trzeciego świata.

Dworzec w Orlando
Amerykańskim pociągiem nie da się dotrzeć wszędzie, ale to chyba zrozumiałe, gdy weźmiemy pod uwagę powierzchnię USA. Jednak wybór tras jest naprawdę zaskakująco bogaty i wybierając odpowiednią kombinację dojedziemy do praktycznie każdego większego miasta.

Pociągi, szczególnie te na najdłuższych trasach, nie kursują często. Jeden dziennie to standard, na krótszych odcinkach może nieco częściej, ale bardzo prawdopodobne, że planując podróże koleją będziecie musieli dopasować swój plan podróży tak, by zdążyć na jedyny tego dnia pociąg.


Jeśli chodzi o wnętrze pociągu, to różnie można trafić w zależności od tego, czy wylosujemy nowy czy stary skład. Ale bez względu na wiek wagonów na pewno znajdziemy takie z miejscami sypialnymi, jak i z fotelami ustawionymi jak w samolocie. 

I tutaj bardzo pozytywne zaskoczenie, bo nawet jeśli wybierzemy najtańszą opcję miejsca do siedzenia i na nogi jest naprawdę sporo. Fotele są szersze niż te spotykane w europejskich pociągach, chociaż to akurat jest dość powszechne w Stanach, że siedzenia przystosowane są do przyjęcia nieco większych zadków. Druga sprawa to przestrzeń pomiędzy siedziskami, ja przy moim wzroście ponad 170 cm musiałabym prawie wyprostować nogi by dotknąć następny fotel. Każde siedzenie ma regulację odchylenia, a także osobną podpurkę na stopy i osobną na łydki. Podsumowując, miejsca bardzo wygodne, można wygodnie usiąść, a także położyć i przespać.


Jak na razie miałam okazję korzystać z amerykańskich kolei na trasie Orlando - Miami i w drodze powrotnej. Każda trwała około pięciu godzin i moje wrażenia z pociągu są jak najbardziej pozytywne. Wygodnie, dość czysto, do toalety można wejść bez zatykania nosa, a i cena jak USA bardzo przystępna. Na pewno jeszcze skorzystam z oferty Amtraku, bo kto powiedział, że po Stanach to trzeba podróżować samochodem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz