wtorek, 12 stycznia 2016

Ile może trwać zachód słońca, czyli ucieczka przed nocą

W Norwegii obok pocztówek z widokami fiordów można kupić także takie przedstawiające dzień polarny. Jest to seria zdjęć zachodzącego słońca, które jednak wcale nie zachodzi, tylko tuż nad linią horyzontu zatrzymuje się i zaczyna wschodzić. W Norwegii byłam dwa razy, jednak nigdy chyba wystarczająco daleko na północy, by zobaczyć to na własne oczy.

Przeciwieństwem dnia polarnego jest trwająca bez przerwy noc. Trwanie w ciemności przez 24 godziny, jakoś już mnie nie kusi, no chyba, że mogłabym podziwiać zorzę polarną, to co innego. Z chęcią zobaczyłabym także coś, co zdarza się zapewne kilka dni przed zapadnięciem nocy polarnej, a mianowicie dzień, w którym wschód i zachód słońca dzieli jedynie kilkanaście minut.

Mimo, że nigdy nie widziałam ani słońca, które nie zdąży zajść, a już wschodzi, ani wschodu i zachodu słońca w pół godziny, ale od dawna wiedziałam, że takie zjawiska istnieją. Nigdy natomiast nie przyszło mi do głowy, że zachód słońca może trwać i cztery godziny. Albo w nieskończoność. Nigdy, aż do teraz.

Po świąteczno-noworocznym pobycie w Europie wracaliśmy z Borja do Stanów. Samolot startował z Londynu o wpół do piątej, właśnie zachodziło słońce. Gdy wzbiliśmy się ponad pierwszą warstwę chmur, zdałam sobie sprawę, że zmierzamy w kierunku, gdzie dzień jeszcze trwa. W Waszyngtonie mieliśmy lądować o 19 tamtejszego czasu, czyli gdy już jest ciemno. Uświadomiłam sobie zatem, że będziemy niejako uciekać przed nocą, która nas w końcu dogoni, ale tak czy siak obejrzę najdłuższy zachód słońca w swoim życiu.


Tuż po starcie z Londynu niebo było jeszcze zalane promieniami słońca, chmury wokół miały żółty odcień.Stopniowo zmieniał się ich kolor, a także kolor wszystkiego wokół. Żółć przeszedł w pomarańcz, który został zastąpiony przez czerwień, a następnie róż. Nad Kanadą niebo miało już fioletowy kolor, a po czterech godzinach lotu został już tylko wąski błękitny pasek w oddali. Ciemność nastała, gdy samolot z prędkością 800 km na godzinę przelatywał nad rodzinnymi stronami bohaterki Ani z Zielonego Wzgórza - Wyspą Księcia Edwarda.

Kilkugodzinny spektakl kolorów przypomniał mi o norweskich pocztówkach i o tym, że niesamowitości można doświadczyć nie tylko odwiedzając konkretne miejsce, ale też przemieszczając się z jednego miejsca do drugiego, dążąc do celu. Borja często mówi, że on to nie lubi podróżować, on lubi być w różnych miejscach. Ale ja tam myślę, że ten czas pomiędzy byciem w jednym i drugim miejscu też może być niesamowity.

No to dałam czadu z tymi samolotowymi rozmyśleniami. Wszystkim, którym chce się wchodzić i czytać - Szczęśliwego Nowego Roku!!! Miło było podczas pobytu w Polsce usłyszeć wiele miłych słów na temat bloga. Cieszę się, że Wam się podoba. Świąteczna przerwa w pisaniu dobiegła końca, także bądźcie gotowi, nowe posty już wkrótce.

1 komentarz:

  1. Świeże spojrzenie, ciekawostki,a także dobre zdjęcia. Wszystko to zasługuje na szersze forum.

    OdpowiedzUsuń