poniedziałek, 14 marca 2016

Miami Beach

Miami Beach to chyba jedna z najbardziej znanych plaż na świecie. Postanowiliśmy wybrać się tam w niedzielne popołudnie, chociaż dotarcie z centrum nie było wcale takie proste. 

Plaża w Miami położona jest na wyspie, na którą można dojechać jednym z dwóch mostów, które oczywiście bardzo często są zakorkowane. Autobusu ani widu, ani słychu, na przystanku informacji na temat rozkładu brak. Strona internetowa transportu publicznego w Miami jakoś nie chce działać, więc decydujemy się na złapanie taksówki. 



Przejazd oczywiście trochę trwa, bo zarówno na moście, jak i na samej wyspie gęsto od samochodów. Wysiadamy kilka przecznic od plaży i kierujemy się w stronę morza. Wszędzie pełno ludzi, zarówno tych typowych plażowiczów, jak i elegantów lansujących się z buteleczkami wody po 10$ sztuka, o cenach innych napojów nawet nie wspomnę.




Dochodzi piąta popołudniu, temperatura oscyluje wokół 18 stopni Celsjusza, ale woda jest zaskakująco ciepła. Na pewno cieplejsza od powietrza. Moczymy nogi i postanawiamy przejść się wzdłuż brzegu. Jakość piasku pozostawia wiele do życzenia, nasz gdański ze Stogów czy Jelitkowa bije ten z Miami na głowę. Morze oczywiście piękne, mieni się w kolorach przygotowującego się do zachodzenia słońca. Widok nieco psuje się, gdy odwrócimy głowę w drugą stronę, gdzie przy deptaku rzędami stoją hotele, jeden wyższy od drugiego.

Podczas spaceru znajdujemy na brzegu ciekawą fioletową meduzę, która przypomina wielkiego pieroga z mackami. Robimy kilka zdjęć i ruszamy dalej, a po drodze napotykamy jeszcze kilka podobnych żyjątek. Robi się coraz później, postanawiamy więc zawrócić. 




Zamiast brzegiem idziemy deptakiem i przyglądamy się przechodniom i okolicy. Bary już zapełnione, z każdego rozbrzmiewa głośna muzyka, klientela bardzo zróżnicowana. Sporo pań na obcasach, w sukniach wieczorowych i pełnym makijażu. Ale nie brakuje też surferów czy hippisów. Na ulicy nieopodal modnego klubu leży na kartonach kobieta jedząca pizzę. Ser topi się i rozlewa po niej, a ona z kolei zastyga w tak dziwnej pozycji, jakby rozlewała się po kartonach. 

Krajobraz zmienia się nieco, pojawia się zabytkowa zabudowa z początków dwudziestego wieku. Robimy kilka zdjęć i kierujemy się wgłąb wyspy, by złapać taksówkę i wrócić na stały ląd.




Miami Beach to miejsce, które warto zobaczyć. Myślę jednak, że wielka część jej uroku to jej rozpoznawalność uzyskana dzięki książkom, filmom czy serialom. Oczywiście klimat Miami jest sprzyjający, praktycznie przez większość roku jest ciepło i słonecznie, ale nie wybrałabym się tam na wypoczynek. Tłoczno, drogo, piasek taki sobie. Ale meduza-pieróg była czadowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz