czwartek, 19 listopada 2015

Silent Party, czyli impreza pod Białym Domem

Z okazji czwartku, który dla wielu osób, szczególnie studentów jest dniem wyjścia na balety, chciałabym Wam opowiedzieć o jednej z najciekawszych imprez w moim życiu.

Pewnie część z Was słyszała o silent parties, podczas których ludzie tańczą słuchając muzyki przez słuchawki. Czasami wszyscy podrygują do tych samych piosenek, innym razem do wyboru jest kilka muzycznych opcji, zdarzają się też imprezy, na których każdy wygina się do wybranych przez siebie utworów. We wszystkich przypadkach dla postronnego obserwatora widok grupy ludzi w ciszy wykonujących dziwne ruchy musi być co najmniej zabawny.


Pewnej soboty społeczność couchsurferów z DC zorganizowała swoje Silent Party w wersji... ulicznej. Spotkaliśmy się pod pomnikiem Kościuszki, nałożyliśmy słuchawki i na trzy-cztery wszyscy wcisnęliśmy "play". Do uszu popłynęła popłynęła wcześniej ściągnięta ze strony wydarzenia muzyka. I zaczęło się!

Trasa naszej ulicznej imprezy przebiegała przez najbardziej znane punkty Waszyngtonu. Na pierwszy ogień pełen turystów i miejscowych front Białego Domu. Nie słyszałam, co mówili ludzie, ale widziałam jak stopniowo przenoszą wzrok i obiektywy aparatów z chaty Obamy na naszą grupę. Przez te kilkanaście sekund budziliśmy większe zainteresowanie niż jeden z najbardziej znanych budynków na świecie.

Tanecznym krokiem ruszyliśmy dalej w stronę kompleksu muzeów i Kapitolu. Po drodze wiele osób robiło nam zdjęcia, inni przyłączali się na chwile do pochodu, ludzie machali nam z autobusów i pokazywali kciuki uniesione w górę. Na jednym z placów podeszło do nas starsze małżeństwo, zrobili sobie z nami zdjęcie, a nawet poprosili o podzielenie się słuchawkami i przez chwile słuchali z nami muzyki.


Większość naszej tanecznej grupy dawała z siebie wszystko i wywijała ile sił w rękach i nogach. Niesamowite reakcje ludzi spacerujących po mieście tylko dodawały nam energii. Niestety było też kilka osób, które zamiast na samym wydarzeniu, na byciu tu i teraz skupiało się bardziej na robieniu zdjęć czy filmików swoim telefonem. 

I tutaj mała dygresja z dedykacją dla moich koleżanek z Erasmusa w Tarragonie. Pamiętacie nasze cotygodniowe, niedzielne frisbee? A naszego Mistrza Strategii, który zamiast bawić się grą i cieszyć czasem w gronie przyjaciół musiał zawsze ustalać taktykę i wkurzał się, gdy ktoś nie realizował omawianych wcześniej założeń? Na pewno pamiętacie. Otóż na Silent Party był jeden koleś, którego roboczo nazwałam Mistrzem Selfies. Całą imprezę spędził na robieniu sobie fotek na tle tańczących ludzi. Na taniec już nie starczyło mu czasu. Trochę to śmieszne, a trochę smutne.

Na szczęście większość ekipy tańczyła na całego i cieszyła się atmosferą tego niesamowitego wydarzenia. Polecam każdemu, naprawdę fajne przeżycie. No i w końcu ile osób może o sobie powiedzieć, że budzi większe zainteresowanie od Białego Domu? Nawet jeśli było to tylko kilkanaście sekund.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz