poniedziałek, 16 stycznia 2017

Z pamiętnika podróżnika (22) - Tydzień na Hawajach

Archipelag Hawaje składa się aż ze stu trzydziestu siedmiu wysp. My postanowiliśmy wybrać się na największą z nich - Hawai'i, zwaną także po prostu Big Island.

Wydaje mi się, że wiele osób kojarzy Hawaje gównie z plażą. Plaże oczywiście na Wielkiej Wyspie są, ale jest ona zdecydowanie bardziej różnorodna. Poza dwoma skrajnymi klimatami - arktycznym i pustynnym, możemy tam znaleźć tam znaleźć wszystkie inne pośrednie. Są i lasy deszczowe i śnieg na szczycie wulkanu Manua Kea. Ot, taka Ziemia w pigułce.


Tydzień na Big Island był dość intensywny, nie bardzo był czas, by pisać na bieżąco. Ale dzisiaj chciałabym Wam tak w skrócie opowiedzieć jak te siedem dni na końcu świata wyglądało.

niedziela
Około dwudziestej pierwszej czasu lokalnego lądujemy w Hilo, najbardziej deszczowym mieście w USA. Drugim w stanie Hawaje pod względem liczby mieszkańców, zaraz po Honolulu . Jest ciepło, lekko mży, Wsiadamy do taksówki i ruszamy w stronę wynajętego przez airbnb mieszkania. Przez otwarte okna samochodu dobiegają dziwne dźwięki. Pytamy taksówkarza, o co chodzi. Okazuje się, głośny gwizd to sprawka gatunku żab przywiezionych przez przypadek z Puerto Rico. Coqui frogs nie są lubiane na Wielkiej Wyspie. Jest to miejsce bardzo spokojne i mieszkańców bardzo denerwują nocne hałasy. Nam żaby jakoś szczególnie nie przeszkadzały w zasypianiu, ale rzeczywiście trzeba przyznać, że małego rozmiaru żabka nieźle koncertuje, posłuchajcie sami (dźwięk zaczyna się od 19 sekundy filmiku).



poniedziałek
Mimo zmęczenia dwunastogodzinną podróżą budzimy się bardzo wcześnie. Próbujemy jeszcze zasnąć, ale nie bardzo się udaje, więc postanawiamy obejrzeć wschód słońca. Ubieramy się i kierujemy swoje kroki w stronę oceanu. Obserwujemy zmieniające kolory niebo i słońce oświetlające palmy i wody Hilo Bay. Jest pięknie. Oglądamy ten spektakl natury do czasu gdy zaczyna nam burczeć w brzuchach. Szukamy miejsca na śniadanie, a potem przechadzamy się po mieście. Trochę budynków w stylu kolonialnym, niektóre naprawdę bardzo ładne, ale większość sprawia wrażenie zaniedbanych. Naszą uwagę zwracają znaki drogowe wskazujące drogę ewakuacyjną w przypadku tsunami. Miasto wydaje się bardzo spokojne, turystów prawie nie ma, trochę większy ruch panuje w okolicach rynku, gdzie można kupić świeże owoce i warzywa. W czasie przechadzki co rusz natykamy się na latające parami żółte ptaki, jaszczurki oraz na kolorowe, rosnące na dziko kwiaty.






wtorek
Dziś wreszcie słońce świeci pełną parą, ruszamy więc na wycieczkę na plażę. Nad wodą można łatwo zauważyć niezbite dowody na to, że Hawai'i to wyspa wulkaniczna, bo skały są czarne jak smoła. Jakoś to połączenie zastygłej lawy i wody niezmiernie mi się wizualnie podoba, a jeśli dodamy do tego jeszcze palmy to już w ogóle pieję z zachwytu. Po drodze mijamy inne plaże, niezbyt nadające się do kąpania, ale nie pozbawione uroku. Na miejscu jest już trochę ludzi, woda jest przejrzysta, nic tylko pływać. Wchodzę do wody i tuż obok mnie przepływa około jedno metrowy żółw! Wow, takiego spotkania trzeciego stopnia się nie spodziewałam! Ale super!





środa
Po dniu plażowania czas na nieco aktywniejsze spędzanie czasu, jedziemy na wycieczkę rowerową po Parku Narodowym Wulkany Hawai'i. Oglądanie lawy w dzień jest super, na zdjęciach jej co prawda nie widać, ale przez lornetkę da się wypatrzyć. Przy punkcie widokowym na krater jest sporo ludzi, ale po przejechaniu małego kawałka drogą dla rowerów zrobiło się zupełnie pusto i cicho. Nic jednak nie może równać się do oglądania lawy nocą. Kolory są po prostu niesamowite!









czwartek
Na przedmieściach Hilo znajduje się jeden z bardziej znanych wodospadów na Wielkiej Wyspie - Rainbow Falls. Swoją nazwę zawdzięcza pojawiającej się w słoneczne ranki tęczy. Tam właśnie kierujemy dziś swoje kroki. Pospaliśmy trochę dłużej, bo wczorajsza długa wycieczka nieco nas zmęczyła. Docieramy do wodospadu, jest kilka minut po dziewiątej i tęczy jeszcze nie widać. Słoneczko ładnie świeci więc jest nadzieja, że niedługo się pojawi. Spacerujemy wokół i sprawdzamy widok z różnych punktów, aż w końcu około godzinę później udaje nam się wypatrzyć nieśmiało pojawiającą się tęczę. Wracamy do Hilo na obiad, a popołudniu relaksujemy się w ogrodach Lili'uokalani i na Coconut Island.




piątek
Po wczorajszym luźniejszym dniu znów jesteśmy gotowi na dłuższą wyprawę. Wsiadamy do kursującego po Wielkiej Wyspie autobusu, który spóźnił się o ponad pół godziny. Wysiadamy w miasteczku Honoka'a, gdzie mamy zamiar wypożyczyć rowery i dojechać do punktu widokowego na dolinę Waipio. Okazuje się, że wypożyczalnia już nie istnieje, co nieco komplikuje nam dotarcie do upragnionego miejsca. Moglibyśmy iść na piechotę, ale zajęłoby nam to około trzech godzin w jedną stronę, a i droga niezbyt ciekawa - szosa i las po obydwu stronach. Próbujemy więc łapać stopa. Nie mija nawet pięć minut i przy naszych wyciągniętych kciukach zatrzymuje się pick up. W środku siedzi czwórka młodych ludzi, a na półotwartej "pace" (co na Hawajach jest legalne) kolejna dwójka. Siadamy naprzeciwko nich, oferują nam nawet kocyk i ruszamy. Wiatr we włosach i czujemy się jak w kabriolecie. Po kilkunastu minutach już jesteśmy na miejscu. Dziękujemy naszym kierowcom i biegniemy do punktu widokowego. Dolina Waipio jest piękna! Szkoda, że zanim dotarliśmy trochę się zachmurzyło, ale cóż zrobić, trzeba się cieszyć tym co jest. Pałaszujemy przygotowane wcześniej kanapki, pstrykamy kilka zdjęć i ruszamy w drogę powrotną. Łapiemy na stopa miłą parę z Wisconsin, która zabiera nas do Honoka'a. Przechadzamy się trochę po miasteczku, które przypomina trochę scenografię westernów, a potem czekamy na autobus i wracamy do Hilo. Co za dzień pełen przygód!


sobota
Dziś już niestety ostatni dzień naszej hawajskiej przygody. Kolejny raz przechadzamy się po miasteczku, by pożegnać się z ulubionymi miejscami. Idziemy poleżeć trochę na plaży i w parku, a potem niestety trzeba się już pakować. Może jeszcze kiedyś tu wrócimy, kto wie...

1 komentarz: