środa, 30 września 2015

Z pamiętnika podróżnika (5) - Boston

Dzisiejsza pobudka nie należała do najmilszych. Nie ma chyba nikogo na świecie, kto lubiłby dźwięk budzika, ale wyrwanie ze snu przez odgłosy dochodzące z pobliskiej budowy jest chyba jeszcze gorsze. Szczególnie przed siódmą rano. Zwiedzanie Bostonu zaczęliśmy więc od poszukiwania dobrej kawy. 



Pobudzeni kofeiną udaliśmy się do Bostońskiego Ogrodu Publicznego, gdzie rozpoczynał się Free Walking Tour. Trafił nam się przewodnik zdecydowanie oryginalny, który zachowywał się jakby był już po co najmniej pięciu kawach. Czasem przypominał bardziej stand-up'era lub aktora. Opowiadał wszystko z tak wielkim zaangażowaniem, że z łatwością można było zobaczyć przeszywającą powietrze ślinę. Część z tego, co mówił ciężko było zrozumieć i ze względu na akcent i na szybkość, ale to co udało mi się wychwycić zapadało w pamięć. 


Trasa wycieczki prowadziła przez Boston Freedom Trail. Jest to miejski szlak łączący szesnaście najważniejszych historycznie budynków w Bostonie. Wśród nich między innymi siedziba władz stanowych czy stary ratusz. Dla ułatwienia poszczególne punkty połączone są ceglaną linią wbudowaną w chodnik. Wystarczy więc za nią podążać, by upewnić się, że odwiedziło się najważniejsze zabytki. Bardzo mi się podoba ten pomysł, nie trzeba wciąż patrzeć na mapę, można skupić się na podziwianiu architektury. 



Po zakończeniu wycieczki każdy płacił "co łaska", niektórzy dawali nawet po 40 dolców. Później udaliśmy się do portu i na obiad. A na deser drzemka w parku, po której, jak to określił Pablo czuliśmy się tak dobrze, jak kobiety w reklamach podpasek. 


Wieczorem mieliśmy okazję posłuchać trochę niezłej muzyki na żywo, a teraz czas już spać. Zbieramy siły na zwiedzanie Harvardu i MIT.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz