sobota, 26 września 2015

Detroit - Montreal - Boston - Nowy Jork

Jeśli znacie mnie chociaż trochę, to wiecie, że nie lubię siedzieć w miejscu. Minęło półtorej miesiąca odkąd przybyłam do Waszyngtonu i chociaż nie zobaczyłam tutaj jeszcze wszystkiego, to nabrałam ochoty by wypuścić się gdzieś dalej.


Okazją do wyjazdu jest konferencja naukowa w Argentynie, na którą wybiera się mój mąż. Niestety, niestety, ja ze względu na koszty do Ameryki Południowej polecieć nie mogę (Borja ma wszystko opłacone, szczęściarz), ale nie znaczy to, że nie zasługuję na "małą" wyprawę.

Pierwszym moim pomysłem była kilkudniowa wycieczka do Viginia Beach. Pomyślałam, że skoro tego lata kąpałam się już w Morzu Bałtyckim, Śródziemnym i Północnym, to może zanim nadejdą jesienne chłody warto uzupełnić tę listę o Ocean Atlantycki. Co prawda będąc w Portugalii parę lat temu zmoczyłam już tam swój zacny tyłek, ale teraz miałabym szansę uczynić to z zupełniej innej strony (oceanu, nie tyłka ;)).

Plan ten jednak nie dojdzie do skutku, przynajmniej na razie. Podczas rozmowy telefonicznej z Pablem, który także mieszka chwilowo w Stanach, od słowa do słowa zaczęliśmy planować wyprawę. Kupiłam bilet na lot do Detroit i stamtąd ruszamy do Kanady, do Montrealu. Później przyjdzie czas na Boston, a na deser - Nowy Jork.

Postaram się na bieżąco relacjonować Wam naszą podróż, więc bądźcie czujni, bo właśnie ruszamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz