wtorek, 26 kwietnia 2016

Z pamiętnika podróżnika (15) - Las Vegas, miasto na niby

Las Vegas to dość specyficzne miasto. Z jednej strony królestwo kosumcjonalizmu, amerykańskie do szpiku kości, powstałe z niczego, na środku pustyni, a obecnie przyciągające miliony turystów wydających dolary w kasynach, hotelach i restauracjach. Z drugiej, wyraz północnoamerykańskiej tęsknoty i być może zazdrości o wielowiekowe kultury wyrażający się we wszechobecnych kopiach zabytków rodem z Włoch, Francji czy Egiptu. Ach, no i ta nazwa. Las Vegas. Trzeba mieć fantazję, by miasto na środku pustyni nazwać "łąki".


Zwiedzanie rozpoczeliśmy od słynnego znaku "Welcome to Las Vegas". Obawiałam się trochę czy z "zagłębia hotelowego" będzie tam można dojść pieszo. I nie chodzi tu wcale o odległości, martwiłam się raczej czy będzie w ogóle jakiś chodnik, czy będziemy musieli się przedzierać przez samochody, bo z tym różnie w Stanach bywa. Okazało się, że spokojnie i bezpiecznie można przejść całą trasę, bo chodnik o dziwo był. 



Kolejnym zaskoczeniem była kolejka do zrobienia sobie zdjęcia prz znaku. Cóż, chyba taki urok jeżdżenia do miejsc obleganych przez turystów. No, a poza tym Amerykanie, nie skażeni latami komunizmu, uwielbiają kolejki. Muszę Wam kiedyś opisać, jak wysiadają z samolotu, bo to normalnie istny cyrk, można się uśmiać po pachy, jacy grzeczni i jak każdy każdego przepuszcza. Ale wracając do rzeczy, znak, jak znak, pewnie wielkiego halo by nie było, gdyby nie to, że pojawia się w tak wielu filmach czy serialach. Nie będę jednak ściemniać, że zbojkotowałam to komercyjne miejsce, dwukilometrowy spacer tylko po to, by cyknąć kilka fotek, był nieunikniony.


Później ruszyliśmy w miasto, by zobaczyć wszystkie atrapy światowych zabytków. Są egipskie piramidy, jest nowojorski Brooklyn Bridge, jest i rzymskie Koloseum i oczywiście wieża Eiffla. Dla każdego coś miłego możnaby powiedzieć.





Można poczuć się trochę jak w wesołym miasteczku, czy parku rozrywki. Niektóre miniaturki prezentują się lepiej, inne bardzo sztucznie. Koloseum jest po prostu szkaradne, ale już wieża Eiffla jako tako daję radę, szczególnie nocą, gdy prawie nie widać, że to na niby.




Zresztą nocą to zupełnie inne miasto. Ciemne niebo i rażące w oczy neony jakoś maskują jego mankamenty. 




Po zmroku życie przenosi się do kasyn chociaż tam właściwie nigdy nie wiadomo czy to dzień, czy to noc. Postanowiliśmy spróbować szczęścia i skusiliśmy się by zagrać w blackjacka i pokera. Niestety to co Borja wygrał, (a było tego ho ho, aż dziesięć dolców) to ja przegrałam. I tak zakończyła się nasza przygoda z hazardem. Cóż wakacje na Hawajach chyba będą musiały jeszcze poczekać.





Do odwiedzin mogą zachęcić atrakcyjne ceny hoteli. My spaliśmy w czterogwiazdkowym, w którym występują Jenifer Lopez i Britney Spears i dwuosobowy pokój kosztował nas 30 dolarów za noc, co jak na standardy amerykańskie jest bardzo, bardzo tanio, bo w Nowym Jorku czy San Francisco trudno znaleźć jakikolwiek hotel poniżej 100 dolarów za dobę.


Mimo kasyn, świateł neonów i licznych atrakcji Las Vegas po jakimś czasie zaczyna się nudzić. No chyba, że się ciągle wygrywa albo ma się dużo kasy do stracenia. Na pewno raz w życiu pojechać warto, chociażby po to, by oglądając miasto na filmach móc mieć satysfakcję i powiedzieć - byłem tam!

Nie zrozumcie mnie źle, bardzo mi się ta wycieczka podobała i miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ale nie wróciłabym już tam. Po prostu raz wystarczy. A poza tym jest jeszcze tyle innych miejsc do odwiedzenia...

3 komentarze:

  1. Przeglądając jakiś czas temu zdjecia instagramowe polskich blogerek modowych zachwycałam sie raz po raz... Tylko własnie nie wiem do końca czym. Chyba tym ze tam są, a jednak sama bym tam być nie chciała... Ze mogą zobaczyć z bliska to co zwykły śmiertelnik moze zobaczyć w filmie. No nie, mnie to nie kręci, nie lubię miejsc gdzie jest tak wiele ludzi i tak wiele sie dzieje ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w szoku, że udało Ci się zrobić zdjęcia w kasynach. Mnie, jak tylko wyjęłam aparat, pogonił ochroniarz i nie był w ogóle miły, oj nie był :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Olie - o szóstej rano już zaczyna świtać, neony jeszcze świecą, a ludzi prawie nie ma (ci co nie śpią, to siędzą w kasynach). Ale prawdę mówiąc nawet w godzinach szczytu tzn. tuż po zapadnięciu zmroku nie jest tak źle z tłumami. Myślę, że raz w życiu zobaczyć warto.

    Kasiu - nikt mi nawet grzecznie nie zwrócił uwagi. No może gracze przy stolikach zerkali na mnie podejrzliwie, czy przypadkiem im kart nie fotografuję ;)

    OdpowiedzUsuń