Na lotnisku w Albuquerque również czekała na mnie niespodzianka, tym razem zdecydowanie przyjemna. Budynek portu lotniczego jest przepiękny. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam portu lotniczego, który tak doskonale oddaje klimat miejsca, w którym się znajduje. Z terminalu odebrał mnie Clark. Nie widzieliśmy się ponad dwa lata, więc było sporo do opowiedzenia, pewnie moglibyśmy gadać i całą noc. Czekała nas jednak pobudka o czwartej rano, więc jednak wypadało położyć się chociaż na te trzy godzinki.
Mimo tak krótkiego odpoczynku nie było mi wcale tak trudno wstać, chyba emocje związane z festiwalem pomogły mi się rozbudzić. Po godzinie dojechaliśmy do Parku Balonów, zaopatrzyliśmy się w kawę i staneliśmy w kolejce po śniadaniowe burrito. Pewnie zastanawiacie się po co w ogóle zrywaliśmy się tak wcześnie. balony latają jedynie z samego rana, bo wtedy są najlepsze warunki atmosferyczne. Później jest zdecydowanie za ciepło.
O godzinie szóstej festiwal zainaugurował Laser Show, na wielkim placu pojawiło się kilka balonów, które miały za zadanie sprawdzić warunki dla całej reszty. Było jeszcze ciemno, wschodzące słońce czaiło się jeszcze za górami Sandia. Ogień uniósł pierwsze balony i pięknie je podświetlił.
Niesamowity widok! Stopniowo na placu zaczęto pompować coraz to nowe balony. W międzyczasie wyszło słońce i nadało wszystkiemu wokół pięknych barw. O godzinie siódmej balony zaczęły falami unosić się do góry. Ile kolorów, ile kształtów! Cudownie!
Wieczorem wróciłam jeszcze do Parku Balonów na wieczorną sesję. Tym razem balony nie wzbijały się w powietrze, ale można było podziwiać ich świecące kopuły o zmroku. Wieczór zakończył laser show i pokaz fajerwerków. Niezapomniany dzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz