poniedziałek, 23 listopada 2015

Gala Fundacji Kościuszkowskiej

Po wielu tygodniach przygotowań w zeszłą sobotę odbyła się wreszcie wielka Gala Fundacji Kościuszkowskiej. Odpowiednią kieckę i buty na obcasach na szczęście zabrałam ze sobą za ocean. Potrzebowałam jeszcze kogoś, kto ułoży mi włosy. Założę się, że wszystkie babki przed imprezą udały się do fryzjera, mnie niestety nie stać tutaj na takie luksusy, ale na pomoc przyszła Bara, moja koleżanka Czeszka. Raz, dwa zrobiła porządek z moimi włosami i byłam gotowa na spotkanie z polonijnymi VIPami.


Miejsce, w którym odbywała się gala jest przepiękne. W końcu Mayflower to jeden z najstarszych i najdroższych waszyngtońskich hoteli. Gdy weszłam do głównej sali balowej pomiędzy stolikami kręciło się już całkiem sporo osób, mimo, że do oficjalnego rozpoczęcia zostało jeszcze trochę czasu. Wszyscy elegancko ubrani, w doskonałych humorach, witający siebie nawzajem. 


Sala powoli się wypełniała, z boku siedzieli dziennikarze z Telewizji Polskiej, którzy wyglądali na nieco znudzonych oczekiwaniem na rozpoczęcie. Gwar powitań i rozmów narastał. Nie znałam tam prawie nikogo, więc po prostu obserwowałam wszystko, co się dzieje dookoła. W tym szumie nikt nie zwrócił uwagi, że otworzyły się drzwi i do sali weszła główna gwiazda wieczoru - Agnieszka Holland. Nikt nie spojrzał na tę niziutką (mimo butów na koturnach) postać w skromnej, czarnej sukience, turkusowych koralach i charakterystycznych okularach.

Towarzysząca reżyserce Basia, szefowa oddziału Fundacji Kościuszkowskiej w Waszyngtonie poprosiła Panią Holland o podpisanie kilku plakatów i płyt DVD z jej filmami, przeznaczonych na cichą aukcję i odprowadziła ją do stolika. Na powitanie zerwał się Ambasador i jego świta. Przebudzili się też faceci z telewizji i przeprowadzili z Panią Agnieszką któtki wywiad. Następna w kolejce do rozmowy czekała już korespondentka Polskiej Agencji Prasowej.

Gdy krążący po sali goście zaczęli powoli kierować się w stronę swoich stolików na wielkim ekranie pojawiła się przygotowana przeze mnie prezentacja o historii polskiego kina. Najpierw przeszedł mnie mały dreszcz, przecież tutaj jest ponad sto osób, czy im się spodoba? Chwilę później zauważyłam jednak, że goście są bardziej zaaferowani szukaniem swoich miejsc i kontynuowaniem rozmów niż zerkaniem na ekran. Zaczęłam się zastanawiać, po co były te tygodnie pracy, zmieniania zdjęć, dopracowywania szczegółów... Na szczęście prezentację puścili jeszcze raz, gdy wszyscy siedzieli już w miarę grzecznie. Myślę, że wyszło całkiem profesjonalnie, chyba się podobało.


Basia, Cecilia oraz John oficjalnie powitali gości i rozpoczął się koncert fortepianowy, a potem kolacja. Dla mnie hitem była sałatka z przepysznym sosem oraz dodatkiem orzechów włoskich i malin. Drugie danie było już bardziej zwyczajne, mięso z dodatkami, chociaż oczywiście wszytko podane bardzo elegancko.

Gdy tylko kelnerzy uprzątnęli talerze, obejrzeliśmy krótki film podsumowujący twórczość Agnieszki Holland i rozpoczęła się ceremonia wręczania nagrody. Reżyserka krótko podziękowała za wyróżnienie i żartobliwie skomentowała, że statuetka, którą otrzymała jest nawet ładniejsza niż Oscar. 

Na laureatkę czekała niespodzianka w postaci filmików z gratulacjami od aktorów, producentów i innych reżyserów. Swoje pozdrowienia przesłali m.in. Andrzej Wajda, Ed Harris czy July Delpy. Miała przyjemność montować je wszystkie razem, znałam więc filmik na pamięć. Skupiłam się na obserwowaniu reakcji Pani Agnieszki i wydaje mi się, że była mile zaskoczona. Na koniec nawet dowcipnie skomentowała, że po tylu miłych słowach już możemy być pewni, że na nagrodę zasłużyła.

Po ceremonii goście mieli szanse na zadanie reżyserce kilku pytań. Odpowiadała bardzo cierpliwie i dowcipnie, naprawdę dało się odczuć, że to osoba z dużą klasą, która jednocześnie nie boi się wyrażać swojego zdania. 

Po serii pytań do Agnieszki Holland głos zabrał jeszcze Ambasador i można było przystąpić do deseru. Przy cieście i herbatce zaczęłam rozmawiać z polskim małżeństwem z mojego stolika. Zaprosili mnie do odwiedzenia Chicago i zaproponowali, że razem z Borja możemy się u nich zatrzymać. Z pewnością skorzystamy z oferty!


Gala dobiegała ku końcowi, wszystko udało się jak należy, została mi tylko jedna misja. Zrobić sobie zdjęcie z Panią Agnieszką. Niestety po pytaniach od publiczności tłum otoczył ją, wszyscy chcieli zamienić z nią chociaż słowo. Zrobiło mi się głupio. Widziałam, że jest już trochę zmęczona i nie chciałam się przepychać i prosić o wspólną fotkę. Reżyserka zbierała się już do swojego hotelu, wysłali kogoś po jej kurtkę i wyszła na korytarz. 

Zaczynałam się godzić z myślą, że ze wspólnego zdjęcia nici. Ale wtedy pomyślałam, że jednak napracowałam się przygotowując gale i miła pamiątka mi się należy. Przemieściłam się w stronę wyjścia z hotelu, znalazłam Agnieszkę Holland i zapytałam, czy mogłabym zrobić sobie z nią zdjęciem. Uśmiechnęła się i odpowiedziała, że nie ma problemu. Cyk-pstryk, fotka zrobiona, pamiątka jest, chociaż niestety zamknęłam oczy. Bywa ;)

Miałam jeszcze inny plan, by zagadać do Ambasadora, który wcześniej pracował na tym stanowisku w Hiszpanii i kilku krajach Ameryki Łacińskiej, ale niestety nie udało mi się już go złapać. Będę musiała spróbować następnym razem.

Jestem bardzo zadowolona, że mogłam być w Mayflower Hotel tamtego wieczoru. Gala udała się znakomicie.

sobota, 21 listopada 2015

Biblioteka Kongresu

Nowy Jork ma swoją Bibliotekę Publiczną, a Waszyngton Bibliotekę Kongresu. I szczerze mówiąc większe wrażenie robi właśnie ta druga. Zwiedzając Kapitol na pewno warto tam zajrzeć, zwłaszcza, że od siedziby amerykańskiego Senatu i Izby Reprezentantów to tylko rzut beretem, a wejście nic nie kosztuje. Już sam budynek prezentuje się okazale, ale największe perełki czekają na nas w środku.


Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na bogato zdobione sufity i kasetony (pozdrowienia dla fanów p. Cholewińskiej!).





Pięknie prezentuje się również główny hall.



Tam również warto spojrzeć w górę.



Właściwe nieważne, w którym miejscu się znajdziesz, wszystkie korytarze prezentują się niezwykle dostojnie.


Oprócz pięknego wnętrza w bibliotece odwiedzić można czasowe wystawy, a także zobaczyć stare mapy i cenne egzemplarze książek np. Biblię wydrukowaną przez Gutenberga.

Część biblioteczna jest dostępna tylko dla nielicznych, ale można obejrzeć ją z zza szyby na balkonach. I nawet taki widok robi wrażenie.


Do Biblioteki Kongresu wybraliśmy właściwie przy okazji odwiedzin na Kapitolu. Jednak tej wycieczki właściwie nie ma za bardzo co opisywać. Kopuła jest w remoncie, widać to i z daleka i z bliska.



Nie spodziewałam się jednak, że w środku również prowadzone są prace konserwatorskie. Podczas wycieczki czekała nas jednak niemiła niespodzianka. Wnętrze kopuły wygląda obecnie tak:


Na zobaczenie Kapitolu w pełnej krasie będziemy musieli zatem musieli jeszcze trochę poczekać. Ma być gotowy na inaugurację nowego prezydenta. Na szczęście jeszcze tu będziemy, a wycieczka nic nas nie kosztowała, wystarczy tylko zarezerwować darmowy bilet na stronie internetowej. Nie zazdroszczę jednak tym, którzy specjalnie przyjeżdżają do Waszyngtonu, oni dopiero muszą być rozczarowani. Może powinni odwiedzić Bibliotekę by im uratowała dzień, tak jak nam?

czwartek, 19 listopada 2015

Silent Party, czyli impreza pod Białym Domem

Z okazji czwartku, który dla wielu osób, szczególnie studentów jest dniem wyjścia na balety, chciałabym Wam opowiedzieć o jednej z najciekawszych imprez w moim życiu.

Pewnie część z Was słyszała o silent parties, podczas których ludzie tańczą słuchając muzyki przez słuchawki. Czasami wszyscy podrygują do tych samych piosenek, innym razem do wyboru jest kilka muzycznych opcji, zdarzają się też imprezy, na których każdy wygina się do wybranych przez siebie utworów. We wszystkich przypadkach dla postronnego obserwatora widok grupy ludzi w ciszy wykonujących dziwne ruchy musi być co najmniej zabawny.


Pewnej soboty społeczność couchsurferów z DC zorganizowała swoje Silent Party w wersji... ulicznej. Spotkaliśmy się pod pomnikiem Kościuszki, nałożyliśmy słuchawki i na trzy-cztery wszyscy wcisnęliśmy "play". Do uszu popłynęła popłynęła wcześniej ściągnięta ze strony wydarzenia muzyka. I zaczęło się!

Trasa naszej ulicznej imprezy przebiegała przez najbardziej znane punkty Waszyngtonu. Na pierwszy ogień pełen turystów i miejscowych front Białego Domu. Nie słyszałam, co mówili ludzie, ale widziałam jak stopniowo przenoszą wzrok i obiektywy aparatów z chaty Obamy na naszą grupę. Przez te kilkanaście sekund budziliśmy większe zainteresowanie niż jeden z najbardziej znanych budynków na świecie.

Tanecznym krokiem ruszyliśmy dalej w stronę kompleksu muzeów i Kapitolu. Po drodze wiele osób robiło nam zdjęcia, inni przyłączali się na chwile do pochodu, ludzie machali nam z autobusów i pokazywali kciuki uniesione w górę. Na jednym z placów podeszło do nas starsze małżeństwo, zrobili sobie z nami zdjęcie, a nawet poprosili o podzielenie się słuchawkami i przez chwile słuchali z nami muzyki.


Większość naszej tanecznej grupy dawała z siebie wszystko i wywijała ile sił w rękach i nogach. Niesamowite reakcje ludzi spacerujących po mieście tylko dodawały nam energii. Niestety było też kilka osób, które zamiast na samym wydarzeniu, na byciu tu i teraz skupiało się bardziej na robieniu zdjęć czy filmików swoim telefonem. 

I tutaj mała dygresja z dedykacją dla moich koleżanek z Erasmusa w Tarragonie. Pamiętacie nasze cotygodniowe, niedzielne frisbee? A naszego Mistrza Strategii, który zamiast bawić się grą i cieszyć czasem w gronie przyjaciół musiał zawsze ustalać taktykę i wkurzał się, gdy ktoś nie realizował omawianych wcześniej założeń? Na pewno pamiętacie. Otóż na Silent Party był jeden koleś, którego roboczo nazwałam Mistrzem Selfies. Całą imprezę spędził na robieniu sobie fotek na tle tańczących ludzi. Na taniec już nie starczyło mu czasu. Trochę to śmieszne, a trochę smutne.

Na szczęście większość ekipy tańczyła na całego i cieszyła się atmosferą tego niesamowitego wydarzenia. Polecam każdemu, naprawdę fajne przeżycie. No i w końcu ile osób może o sobie powiedzieć, że budzi większe zainteresowanie od Białego Domu? Nawet jeśli było to tylko kilkanaście sekund.



wtorek, 17 listopada 2015

Katedra w Waszyngtonie

Pewnie niewielu z Was słyszało o waszyngtońskiej katedrze. Stolica USA znana jest przede wszystkim z budynków federalnych z Białym Domem i Kapitolem na czele. Jeśli jednak zamierzacie spędzić w Waszyngtonie więcej niż jeden dzień to naprawdę warto poświęcić trochę czasu by zobaczyć jeden z najciekawszych budynków w mieście.


Katedra Narodowa w Waszyngtonie została zbudowana w stylu neogotyckim. Jej budowa trwała 83 lata i zakończyła się całkiem niedawno, bo w 1990 roku. Niemowlak na tle innych katedr, nieprawdaż? Właściwie, mimo oficjalnej nazwy nie jest to katedra w dosłownym tego słowa znaczeniu, ponieważ jest to świątynia protestancka. W historii sztuki i kultury utarło się jednak, by ogólnie nazywać katedrami wielkie kościoły romańskie i gotyckie, niekoniecznie stanowiące katedry - siedziby biskupów katolickich.


Katedra czy nie katedra, budowla naprawdę robi wrażenie. Mimo, że nie ma tysiąca lat, jak niektóre świątynie w Europie, to prezentuje się całkiem okazale. Mieszkamy całkiem niedaleko i często mam okazję obserwować kościół zza szyby autobusu. Muszę przyznać, że najładniej prezentuje się późnym popołudniem, gdy jest pięknie oświetlona przez zachodzące słońce, które delikatnie zmienia kolory katedry.


W środku możemy podziwiać liczne witraże, rzeźby i płaskorzeźby. Znajduje się tam również grób Thomasa Wilsona - 28. prezydenta Stanów Zjednoczonych oraz jego żony. Miłośnicy pięknych widoków mają natomiast szansę podziwiania panoramy Waszyngtonu z góry.



Mi osobiście ten katedralny "niemowlak" bardzo się podoba i zdecydowanie polecam odwiedziny, jeśli tylko będziecie mieli okazję.


czwartek, 12 listopada 2015

Wycieczka do Great Falls Park

Nie ulega wątpliwości, że w Stanach jest sporo miast wartych odwiedzenia. Próżno tam jednak szukać zabytków europejskiego pokroju. Zauważyłam, że Amerykanie często zachwycają się budynkami mającymi po 100 czy 200 lat, podczas gdy my Europejczycy przeszlibyśmy obok nich obojętnie. Dlatego czasem zamiast wycieczki do kolejnego miasta pełnego drapaczy chmur, lepiej zdecydować się na wypad na łono natury.


Great Falls Park znajduję się około 20 kilometrów od Waszyngtonu. Wjechać do niego można od strony miasteczka Potomac w stanie Maryland, jak i od strony Great Falls w Wiginii. W jednen z październikowych weekendów wybraliśmy się na eksplorację szlaków od strony marylandzkiej.


Dzień na łazikowanie był idealny, nie za ciepło, ani nie za zimno. Troszeczkę pochmurnie z rana, dzięki czemu mniej amatorów pieszych wędrówek spotykało się po drodze. Trasa nie była łatwa, zresztą już nazwa Billy Goat Trail Hike to zapowiadała. Trzeba było niczym kozica skakać po kamieniach i nie raz i nie dwa wspinać się po skałąch używając wszystkich czterech kończyn.


Widoki jednak są niesamowite i zdecydowanie wynagradzają wysiłek. Uroku na pewno dodają kolory jesiennych liści. Być może to najlepsza pora roku, by odwiedzić park, chociaż aby się upewnić, trzeba się wybrać jeszcze zimą i wiosną, co na pewno uczynię z wielką przyjemnością.


Ciekawe jakie wrażenie robią Parki Narodowe, skoro w taki niepozornym miejscu kryją się takie cudowności.

wtorek, 10 listopada 2015

Gala już tuż tuż

Mimo, że zaczęłam już pracę w szkole, nie zrezygnowałam ze stażu w Fundacji Kościuszkowskiej. Po pierwsze dlatego, że nie zostawia się niedokończonych zadań, a po drugie, po prostu lubię tam przychodzić.


Przez ostatni miesiąc zajmowałam się przygotowywaniem i dopracowywaniem prezentacji dotyczącej historii polskiego kina po 1945 roku. Musiałam wybrać najważniejszych reżyserów, wyselekcjonować filmy i oczywiście wszystko zmontować. Oczywiście takie prezentacje robiłam już wiele razy, ale przede wszystkim na użytek rodziny czy przyjaciół. Tym razem sprawa jest poważniejsza, bo podczas gali oglądać ją będzie setka nieznajomych i Agnieszka Holland na dokładkę. Ach tak i telewizja z Polski. Także stresik jest.

Gdy pokaz zdjęć był już prawie gotowy, okazało się, że trzeba zrobić jeszcze jeden filmik - z gratulacjami i pozdrowieniami od współpracowników Agnieszki. Technicznie zadanie o wiele prostsze, bo przy montażu nie trzeba było wiele ciąć, a do tego bardzo ciekawe. Fajnie się ogląda na swoim komputerze pozdrowienia nagrane przez Eda Harrisa, Andrzeja Wajdę czy Janusza Gajosa. Jakoś tak człowiek się czuje bliżej wielkiego świata.

Po drodze były jeszcze inne, mniejsze zadania - pisanie maili do potencjalnych sponsorów, projektowanie tylnej okładki do magazynu wydawanego z okazji gali czy robienie zdjęć produktów przeznaczonych na loterię i aukcję.

Przygotowania już na ostatniej prostej, zostało dopracowanie kilku szczegółów. W najbliższą sobotę wielka gala - wskoczę w odświętną kieckę, buty na obcasach i będę robić zdjęcia. Nie mogę się doczekać!

P.S. Marta - jakieś wskazówki od Królowej Fociasków?


niedziela, 1 listopada 2015

Transport publiczny w Waszyngtonie

Po ponad dwóch miesiącach użytkowania komunikacji miejskiej w Waszyngtonie chciałabym podzielić się z Wami refleksjami na temat jej funkcjonowania.

W Dystrykcie Kolumbii i przylegających do niego osiedlach-miastach należących do aglomeracji waszyngtońskiej funkcjonuje 6 linii metra oraz kilkadziesiąt linii autobusowych. Siatka metra nie jest wystarczająco gęsta by zaspokoić potrzeby transportowe Waszyngtonu i okolic, ale generalnie zasada jest taka, że jeśli nie mieszkasz w rozsądnej odległości od jednej ze stacji, to z pewnością nieopodal znajduje się przystanek autobusu, który na tą stację Cię dowiezie.



METRO - plusy:

  • od poniedziałku do piątku, szczególnie w godzinach szczytu funkcjonuje bardzo dobrze, pociągi kursują z częstotliwością około co trzy minuty
  • jest szybkie, nie stoi w korkach
  • dociera w okolice najważniejszych punktów Waszyngtonu - Biały Dom, Kongres, Cmentarz Arlington, itd.
  • gdy zatrzymuje się na stacjach, drzwi otwierają się dopiero po kilkunastu sekundach, jest czas by wstać i podejść do drzwi, gdy pociąg już stoi i nie trzeba obawiać się wywrotki
  • większość stacji ma wysokie sufity, dzięki czemu nie są tak klaustrofobiczne, jak w wielu innych miastach


METRO - minusy:

  • w przeciwieństwie do większości systemów metra płaci się dodatkowo za każdą przesiadkę z jednej linii na drugą, z tego powodu trzeba przykładać kartę zarówno przy wejściu, jak i przy wyjściu, co jest dość denerwujące
  • słabe oświetlenie i oznakowanie stacji, intensywne wytężanie wzroku w celu zorientowania się, co to za stacja, to standard
  • w pociągach często nie ma mapek z liniami, co również utrudnia orientację
  • komunikaty głosowe przekazywane przez maszynistów są bardzo niewyraźne, jakość dźwięku pozostawia wiele do życzenia
  • w weekendy prowadzone są prace remontowe i pociągi kursują z częstotliwością co 18-24 minuty, często zatrzymują  się pomiędzy stacjami lub kończą bieg wcześniej i trzeba wysiąść i poczekać na następny
  • wagony są dość stare, w użytku jest może z kilka nowych składów


AUTOBUSY - plusy:
  • tanie, a przynajmniej tańsze niż metro, w przypadku przesiadki z jednej linii na drugą płaci się jak za jeden kurs,  1,5 godziny za kurs powrotny także nic nie zapłacisz
  • w godzinach szczytu kursują dość regularnie
  • docierają praktycznie wszędzie
  • na tablicy ledowej wyświetlają się informacje o następnym przystanku, są także automatyczne komunikaty głosowe
  • kierowcy są bardzo mili, zawsze poczekają na biegnącego pasażera, podpowiedzą gdzie wysiąść czy pomogą doładować kartę
  • zazwyczaj mniej ludzi niż w metrze, jest gdzie usiąść
AUTOBUSY - minusy
  • poza godzinami szczytu i w weekendy kursują za rzadko, raz, ewentualnie dwa na godzinę
  • te z dłuższymi trasami dość często się spóźniają
  • pojazdy są dość wiekowe
  • przystanki są bardzo blisko siebie, czasem autobus zatrzymuje się dosłownie na każdej przecznicy
  • wszystkie przystanki są "na żądanie", jeśli nie zna się okolicy należy być czujnym cały czas
  • na wielu przystankach nie ma rozkładu jazdy, aby sprawdzić kiedy przyjedzie następny autobus trzeba sprawdzić w internecie lub zadzwonić na specjalny numer telefonu.

Jak możecie się domyślić ,czasami ciężko się zdecydować, czym lepiej podróżować, szczególnie w weekendy, gdy autobusy kursują rzadko, a metro jest w remoncie. System transportu publicznego na pewno nie jest tu idealny i sporo rzeczy wymaga poprawy. Podobno jednak na tle innych amerykańskich miast Waszyngton nie wypada źle, więc może powinnam się cieszyć, że w ogóle mam jak dojechać gdzieś bez samochodu, nawet jeśli na autobus, czy metro muszę trochę poczekać.