piątek, 26 lutego 2016

Z pamiętnika podróżnika (11) - W drodze na Florydę

Po ponad dwumiesięcznej przerwie ruszamy znowu w świat. Tym razem lecimy na południe, do Orlando i Miami, by wygrzać się nieco na słoneczku i przy okazji odwiedzić kilka ciekawych miejsc.
Do Orlando wybieramy się samolotem, ale tak naprawdę najdłuższa część tej podróży to dotarcie na lotnisko transportem publicznym. 


Piechotą przemieszczamy się w stronę najbliższej stacji metra, łapiemy czerwoną linię w kierunku centrum i po czterdziestu pięciu minutach docieramy na Metro Center Station. Mieliśmy spore szczęście, że pociąg przyjechał niemalże od razu. No, ale czeka nas jeszcze przesiadka na srebrną linię, a potem na autobus. 

I tutaj zaczynają się schody. Przy zmianie metra z czerwonego na srebrne zaczynają się schody. Na wyświetlaczu pojawiają się informacje o przyjazdach, ale są wśród nich jedynie linia pomarańczowa i niebieska. Srebrnej brak. Rozglądamy się po stacji i dostrzegamy plakaty informujące, że w sobotę i niedzielę srebrna linia będzie funkcjonować na krótszej trasie. No tak, ale dziś jest piątek... 

Postanawiamy skorzystać z linii pomarańczowej i pojechać na jej ostatnią wspólną stację z linią srebrną. Oczekując na przyjazd metra upewniamy się, co do słuszności naszej decyzji. Na wyświetlaczu pojawia się informacja o skróconym biegu srebrnej linii. Wsiadamy do pomarańczowego metra, potem przesiadamy się na srebrne. W połowie drogi pomiędzy przedostatnią i ostatnią stacją przemiły konduktor informuje nas, że pociąg ma małą usterkę i musimy poruszać się z ograniczoną prędkością. Wleczemy się więc i w końcu jakoś docieramy do stacji końcowej.

Przechodzimy kładką na drugą stronę autostrady i schodzimy do autobusu, który ma zawieźć nas na lotnisko. Pytamy pana Chińczyka, kierowcę pojazdu, czy możemy u niego zakupić bilety. Pan najwidoczniej opanował tylko podstawy podstaw języka angielskiego, bo odpowiada nam "Airport, pay" z czego wnioskujemy, że zapłacić można po przyjeździe na lotnisko. Autobus rusza i kilkanaście minut później jesteśmy na miejscu. No proszę, nasza podróż z domu na lotnisko trwała jedynie dwie i pół godziny. Idziemy jak burza.

A nie dalej jak dwa dni temu pojawił się w prasie amerykańskiej artykuł tytułujący waszyngtoński transport publiczny najlepszym w kraju...

Nie, nie czytałam jeszcze. Wciąż jeszcze nie mogę otrząsnąć się po lekturze tytułu ;)

Bądźcie na bieżąco, już jutro relacja z Orlando.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz