czwartek, 20 sierpnia 2015

Szukanie mieszkania w USA

Szukanie mieszkania nigdy nie należało do moich ulubionych zajęć. Żyjesz w pewnym zawieszeniu, niepewności, nie masz możliwości rozpakowania walizek - nic przyjemnego. Obecnie tymczasowo zajmujemy pokój znaleziony na stronie airbnb.com. Jest to witryna, na której można znaleźć oferty wynajmu krótkoterminowego od jednej nocy do około jednego miesiąca. Zdecydowaliśmy się na zarezerwowanie miejsca na tydzień, który mija już jutro i wtedy na kilka dni przenosimy się do mieszkania szefa Borjy. Co będzie później, nie wiem, bo szczerze mówiąc szukanie mieszkania idzie jak po grudzie.



Szukanie lokum do wynajęcia w Stanach znacznie różni się od poszukiwań w Europie. Przede wszystkim dlatego, że bardzo mało mieszkań ma prywatnych właścicieli. Jeśli chcesz wynająć jedynie pokój we współdzielonym mieszkaniu, to zadanie masz nieco ułatwione, ale jeśli wolisz mieć całe miejsce dla siebie, to naprawdę czeka cię niezła przeprawa.

Budynki z mieszkaniami na wynajem należą w większości do firm i to z nimi należy się kontaktować. Przeglądając ogłoszenia próżno szukać zdjęć wnętrz mieszkania. Zazwyczaj zamieszczają fotografię budynku i okolicy, ewentualnie plan rozmieszczenia pokoi. Łazienka i kuchnia są umeblowane, ale salon czy sypialnia świecą pustkami, co oczywiście dla nas stanowi niemały problem.


Nie zważając na przeciwności, kierując się jedynie lokalizacją i ceną apartamentów wysyłamy dziesiątki maili. I jeszcze trochę maili, i znów jeszcze kilka. W weekend jeszcze tłumaczymy sobie, że przecież wolne dni, więc na pewno odpowiedzą w poniedziałek i wtedy wreszcie zaczniemy umawiać się na spotkania i oglądać mieszkania. Przychodzi poniedziałek a w raz z nim odpowiedź. Tak, nie pomyliłam się - ODPOWIEDŹ. Jedna!!!

Nie załamujemy się, nie załamujemy się. Bierzemy nasz super nowy, jeszcze nie śmigany amerykański telefon i dzwonimy. Rozmawiam z panią, bardzo miłą, która wypytuje czego szukamy, w jakim przedziale finansowym, itd. Umawiamy się na spotkanie za godzinę. Trasę pokonujemy w upale, szybkim krokiem, docieramy na miejsce zmachani. Zmachani, ale szczęśliwi. Szczęśliwi, bo dokonaliśmy przecież odkrycia, które ułatwi poszukiwania - po prosu trzeba dzwonić. Dajemy sobie parę chwil na złapanie oddechu i wchodzimy do biura. Tłumaczymy pani, że my umówieni i że chcielibyśmy zobaczyć apartamenty z jedną sypialnią i jedną łazienką. Pani zdziwiona, mówi, że zapewne kontaktowaliśmy się z call center i, że niestety mieszkanie, którego szukamy jest jeszcze zajęte, lokatorzy wyprowadzają się za tydzień, więc na razie, to ona może pokazać nam tylko plan. PLAN! Cholera, tylko plan, jakbyśmy nie widzieli już go z dziesięć razy w internecie.

I tak właśnie nasze wielkie odkrycie, przestaje być odkryciem. Okazuje się,że nie, wcale nie będzie łatwo i już.



Szukamy dalej, nowych odpowiedzi na maila oczywiście brak, więc dzwonimy. W trzech miejscach włącza się tylko automatyczna sekretarka i trzeba zostawić swoje dane i numer kontaktowy. Zostawiamy, nie oddzwaniają. Znajdujemy apartamenty około 20 minut drogi na piechotę od naszej kwatery. Już nawet nie dzwonimy, bo mamy dość dzwonienia, po prostu idziemy tam. Przy wejściu domofon, domofon nie działa, nie możemy wejść. Sięgamy po komórkę, tłumaczymy, gdzie jesteśmy i że chcemy wejść. Pani mówi, że już schodzi, czekamy 10 minut, nikogo ani śladu. Zachodzimy do sąsiedniego bloku, udaje nam się wejść do biura, niestety wolnych mieszkań z jedną sypialnią brak. Wracamy i znów wysyłamy dużo maili. I jeszcze trochę. I czekamy.

Gdybyśmy byli w Europie to po prawie tygodniu poszukiwań mielibyśmy co najmniej z dziesięć obejrzanych mieszkań. A tutaj, jak do tej pory, nie widzieliśmy żadnego. Naprawdę ani jednusieńkiego.

Wieczorem przychodzi mail - zaproszenie na open house, czyli oglądanie. Jest szansa, że wreszcie zobaczymy coś od środka. Przychodzi też inna wiadomość - znajomi, znajomych wynajmują piętro w swoim domu z osobnym wejściem. Oglądamy zdjęcia i nam się bardzo podoba. Trochę daleko, ale nie wybrzydzamy - umawiamy się na oglądanie w sobotę.

Trzymajcie kciuki :)

P.S. Zamieszczone zdjęcia, to ujęcia z okolicy, w której obecnie zamieszkujemy.

P.S.2 Zawsze pozostaje nam zamieszkanie w baraku ;)


1 komentarz: