Od dawna marzyłam o tym, by na własne oczy zobaczyć Wielki Kanion. Od czasu przeprowadzki do Stanów marzenie to nabrało bardziej realnych kształtów. W zeszłym roku przymieszałam się do wyprawy do togo jednego z bardziej znanych miejsc na świecie, jednak ostatecznie chociaż czas był, to zabrakło funduszy i przerwę wiosenną spędziliśmy w
Las Vegas. W drodze powrotnej ze stolicy hazardu spotyka nas niespodzianka - widok na Wielki Kanion! Co prawda tylko z samolotu, ale lepszy rydz niż nic, prawda?
Mój mąż stwierdził, że w takim razie on już Grand Canyon zobaczył i zaliczone. Ja co prawda ucieszyłam się z nieoczekiwanej atrakcji, ale widok na ten cud natury z daleka tylko rozbudził mój apetyt by zobaczyć więcej.
W połowie października, korzystając z nieobecności Borjy, który poleciał na jakąś konferencję w Europie, w piątek zaraz po szkole udałam się prosto na lotnisko. Bez większych przygód wylądowałam w Phoenix, gdzie po raz pierwszy w życiu miałam spędzić noc w amerykańskim motelu. Następnego dnia skoro świt podjechał po mnie mały busik, który zabrał mnie i kilka innych osób, które również wykupiły wycieczkę do Parku Narodowego.
Okazało się, że mamy całkiem ciekawą ekipę, wśród wycieczkowiczów były między innymi dwie Japonki i jedna Francuzka mniej więcej w moim wieku. Dzięki rozmowie droga mijała nam niezwykle szybko. Pierwszy przystanek zaliczyliśmy w okolicach parku stanowego Sedona, który słynie z bardzo ciekawych formacji skalnych. Zabawiliśmy tam jednak tylko kilka chwil, nie to miejsce było przecież celem naszej dzisiejszej wyprawy.
Do Wielkiego Kanionu dotarliśmy około południa. Odebraliśmy lunch od naszego przewodnika i już mogliśmy udać się do pierwszego punktu widokowego. Pierwszy moment, gdy wreszcie możesz zobaczyć to wszystko na własne oczy jest po prostu magiczny. Zatrzymujesz się i nie możesz nic powiedzieć, a w głowie masz tylko jedno wielkie WOW.
Muszę przyznać się, że martwiłam się nieco o pogodę w październiku i nawet trochę żałowałam, że nie udało się tak wszystkiego zorganizować by przyjechać latem. Okazuje się jednak, że w lipcu czy w sierpniu nad Wielkim Kanionem dość często przechodzą gwałtowne burze. W połowie października pogoda za to była idealna. Czyste niebo, piękne słońce i dwadzieścia cztery stopnie. Światło było wręcz idealne do zdjęć.
Co ciekawe, mimo wielkiej ilości turystów w parku panuje względna cisza. Wydaje się, że wszyscy rozmawiają ściszonymi głosami, by nie przeszkadzać innym w podziwianiu cudownych widoków. O nich można pisać wiele, ale tak naprawdę żadne słowa, ani nawet zdjęcia nie oddadzą w pełni piękna Wielkiego Kanionu.